piątek, 30 maja 2014

Przy nocnej lampce- historia kryształowej koli

Jak już pisałam nie raz, nie dwa mam teraz znacznie więcej czasu i poświęcam go na szycie o wiele więcej niż kiedyś, nadal jednak najprzyjemniej szyje mi się przy nocnej lampce. Gdy wszyscy w domu już śpią, zachodzące słońce (choć niezwykle urokliwe) nie świeci mi prosto w oczy, gdy mogę włączyć kolejny odcinek The Closer i główkując nad zagadkami kryminalnymi równocześnie tworzę. Gdy zastanawiam się co zmienić w danym naszyjniku czy kolczykach po prostu przymierzam je na sobie i przyglądam się własnemu odbiciu w szybie okna o którą obijają się ogromne ćmy. W takich właśnie okolicznościach wykańczałam mój najnowszy twór- kolię z kryształów swarovskiego. Pracę nad nią zaczęłam już jakiś czas temu- z początku jej centralnym elementem miał być prawie 3cm czeski guzik, który jednak uznałam za zbyt okazały do tej delikatnej pracy. Przez zmieniającą się jak w kalejdoskopie wizję musiałam dwukrotnie domawiać materiały, na szczęście wszystko zdążyło przyjść w odpowiednim czasie i tak, pracując wczoraj od kolacji do drugiej w nocy, a dziś od dziewiątej rano do trzynastej, zdążyłam! Skończyłam! Zrobiłam zdjęcia przy całkiem udanym świetle i wysłałam je na konkurs korallo. :) Gdzie główną nagrodą jest kilogram koralików TOHO! Oj chciałabym, chciała. :)


Do wykonania kolii użyłam kryształów Swarovskiego Rivoli 8mm-18mm w kolorach  Crystal, Crystal Golden Shadow, Crystal Cooper i Smoken Topaz. Do tego koraliki TOHO metaliczne w kolorze złota i bronzów oraz FP 3mm crystal AB przy większych kryształkach oraz Metalic Bronze na wykończeniu z tyłu. 




Osobiście jestem zadowolona z efektu i mam co raz większą ochotę na takie mini-kolie, strasznie mi się podobają :) 


Wspomniałam o ćmach obijających się o okno i tak sobie myślę, że chyba coś takiego uszyję.. ;) Teraz pracuję nad nowymi projektami dla Royal Stone- pierwszy na warsztat poszedł żuk. :)

niedziela, 25 maja 2014

Hasają na łące zające.

Na prawdę hasają, wierzcie mi. Wróciłam właśnie z wspaniałej ugrilowanej imprezy i padam na twarz z zmęczenia. Położyliśmy się spać (w pierwszym odruchu napisałam śmiać) około czwartej nad ranem i wstaliśmy tuż po dziewiątej. Było przewesoło, każdemu polecam takie gry jak karciana Dobble, czy drużynowa Tabu- w formie aplikacji na telefon do ściągnięcia za darmo, ubaw po pachy przez pół nocy. ;) 

Zanim położę się spać chciałabym jeszcze szybciutko Wam pokazać znów naszyjnik i znów na wyzwanie Kreatywnego Kufra, tym razem jednak zupełnie inny. ;) Gdy tylko pewnego chłodnego wieczoru zobaczyłam na facebooku, że weszło nowe wyzwanie i to kwiatowe, nie mogłam się powstrzymać i od razu wzięłam się za szycie. Pomysł miałam w głowie zamglony, ale wraz z procesem twórczym wyłaniało się z niego właśnie TO co chciałam :)


W środku nocy zaczął powstawać naszyjnik, którego STRASZNIE trudno jest dobrze sfotografować bez 'ludzkiego' ekpozytora/modela. Na rożku niestety kwiat nie miał się o co oprzeć i musiałam się dużo naszarpać, żeby go ładnie ułożyć. 


Zaczęłam od wycięcia, opalenia, ułożenia i zszycia ze sobą płatków z czerwonej organzy z niebieskim przebłyskiem, którą oszczędzam 'na specjalne okazje'. ;) Następnie wzięłam szklanego kaboszonka krzywuska, jakie możecie wyłowić z rybich akwariów i zaczęłam go obszywać kompletnie na czuja, bo nigdy nie obszywałam więcej niż 2-3 rządków i nie miałam do tej pory pojęcia o jakimś omijaniu, wstawianiu, zmniejszaniu, nic. ;) No więc jak już obszyłam (11/0 i 15/0 metalic dragonfly) kaboszonik w całości zaczęłam w przypadkowe miejsca doszywać pojedyncze koraliki, które ślicznie sterczą i moim zdaniem sprawiają, że środeczek wygląda jak od pewnego prawdziwego kwiatka, którego nazwy nie mogę sobie przypomnieć. Gdy już go skończyłam, wysłałam Mamie do szpitala sms "Uszyłam już środeczek kwiatka", a w każdym razie myślałam, że tak napisałam, bo autopoprawki zinterpretowały to jako 'serdaczek Radka'. 


Następnym krokiem było nawleczenie sznura koralikowego z mixu metalicznych koralików 8/0 (m.in. metalic dragon fly, amethyst gun, metalic cosmos i jeszcze jakiś jeden) i wyszydełkowanie go. Była to bardzo miła odmiana, bo ostatnio sporo szyłam.


Zbliżenia na 'serdaczek Radka' ;) 


Naszyjnik długo czekał na zdjęcia, potem na obrobienie ich i wreszcie doczekał się publikacji, znów na ostatnią niemal chwilę. ;) Jak widzicie mam ogromną słabość do koralików metalicznych- no nie mogę się powstrzymać! ;) Zapomniałam dodać, że mak może być odczepiony od naszyjnika i noszony jako broszka, pomyślałam, że nie ma co przytwierdzać go brutalnie na stałe, choć ja na pewno bym go nie odczepiała. :D Nie zrobiłam jednak fotografi tyłowi broszki z którego jestem wyjątkowo dumna, więc obiecuję poprawę i wrzucenie dodatkowych zdjęć.


Inspiracją do wyzwania dla mnie przede wszystkim był sam motyw maku, bo jak widzicie na pierwszy rzut oka poza czerwienią maku kolorystyka trochę odbiega od pięknego zdjęcia Mró.

Życzę Wam miłej niedzieli i całego tygodnia! :) Dziękuję za wszystkie komentarze i odwiedziny! :)

wtorek, 20 maja 2014

Mroczny wisior- nauki ciąg dalszy :)

Powiem tak, zmotywowałam się i wzięłam się za bary z wyzwaniami. Pracuję nad naszyjnikiem makowym i wczoraj w nocy skończyłam ostatnią pracę na potrójne wyzwanie Royal Stone w tym miesiącu. Będzie i paw i ara i zebra! :) I duuuuużo innych projektów bo jako, że jestem po maturach- mam aż nazbyt czasu wolnego :)

Dziś jednak chciałabym pokazać Wam wisior na ażurowej koralikowej bazie wykonany na wyzwanie Kreatywnego Kufra- Mroczne Cienie. Tematem wyzwania był film co do którego mam mieszane uczucia- obsada, szczególnie główna rola- fantastyczna, aaaaleee... jakoś humor nazbyt naciągany jak dla mnie, zdecydowanie nic nie przebije Piratów z Karaibów. ;)

Do stworzenia wisiora poza cudownym czeskim guzikiem i całkoształtnym klimatem filmu zainspirował mnie połyskliwo fioletowy strój blond Wilkołaczki ;) 





Mrocznym sercem wisiora jest szklany, ręcznie malowany czeski guzik mieniący się granatami, niebieskościami i fioletami- jestem w nim po uszy zakochana. Uznałam, że jest tak bogaty, że nie wymaga zbyt wielkiej interwencji w własne piękno, jednak prułam go dziesiątki razy zanim znalazłam 'to'. ;) Z początku miały mu towarzyszyć koraliki spike, stanęło jednak na delikatnym swarovskim mini-pear i koralikach Fire Polish irish blue, oraz TOHO od 15/0 przez 11/0 do 8/0. ;) Głównie w kolorze metalic dragonfly, ale również irish purple. Zawiesiłam całość na ażurowej koralikowej plecionce z koralików 11/0 jet i irish purple. ;) Do kompletu powstaną delikatne kolczyki z podwieszonym tym samym swarovskim co przy wisiorze :)




Zamieszczam również banerek wyzwania i trzymam kciuki za siebie i inne uczestniczki :) 


Niebawem zaprezentuję Wam pierwszą pracę na wyzwanie Royal Stone. Uszycie jej zajęło mi przeszło 45h.
A to mały zwiastun:


Zgadujecie?

piątek, 2 maja 2014

Czas na zmiany!

Przeczytałam dziś świetny post, który przypomniał mi o celach, jakie postawiłam sobie jakiś czas temu, a może częściowo zaniedbałam. Qrkoko pisze tutaj o powielaniu samego siebie. Otóż z mojej strony sprawa ma się tak- nigdy nie kopiowałam cudzych prac. Owszem uczę się na cudzych schematach, tutoriale Weraph są dla mnie świętością i wspaniałą bazą dla ciekawych prac, jednak sprzeciwiam się wszelkim przejawom plagiatu. Mam jednak inny problem, powielam samą siebie w technikach w których czuję się bezpiecznie. Zauważyłam to kiedy zaczęłam szydełkować bransoletki-sznury koralikowe i w bardzo krótkim czasie powstało 30sztuk bransoletek- oczywiście z różnych schematów, ale tak na prawdę.. wszystkie na tej samej zasadzie. Teraz leżą i kurzą się w pudełku, bo przecież mam też mnóstwo innej biżuterii i nie będę w kółko chodziła w sznurach koralikowych. Po przeczytaniu artykułu Qrkoko przypomniałam sobie moje postanowienie- zamiast dziesięciu małych prac, jedna, która zapiera dech w piersiach. I tego chcę się trzymać. 
Dodatkową motywację dodają mi projekty, które przygotowuję na rekrutację na studia. 
Wymieniłam Wam już kilka pomysłów, za które chcę się zabrać, dziś powiem ciut o pierwszym z nich.

Udało mi się wyszydełkować lariat o długości 1,2m co razem z nawlekaniem dało wynik około 18h pracy. Najbardziej zatrważało mnie przesuwanie tych dłuugich metrów koralików w ciągłej obawie przed powstaniem nierozwiązywalnego supła. Na szczęście obyło się bez dramatów. :) 
Dziś pokażę Wam kilka zdjęć z procesu twórczego, ponieważ lariat ciągle czeka na wklejenie w srebrne końcówki (po dłuugich poszukiwaniach udało mi się takowe znaleźć na Artfanie), a także na dorobienie głównego ozdobnika, który na razie pozostanie słodką tajemnicą.

Sznur na 6 w rzędzie powstał z koralików TOHO 11/0 metalic irish green-brown, oraz metalic rainbow irish do smaczku :)






Wybaczcie różną jakość i naświetlenie zdjęć, robiłam je z reguły w środku nocy gdy kończyłam szydełkowanie ;) 
Poniżej widzicie jeszcze dwa listki, które z początku miałam w planie użyć do zakończenia lariatu, jednak... wpadłam na inny pomysł. ;)


Obawiam się jednak, że z publikacją całości będę musiała poczekać do czerwca. Dlaczego? Otóż.. w poniedziałek czeka mnie pierwsza matura. 5, 6, 7 maja, potem 14, 15, 16 i 23. O zgrozo! Poza tym biorę się za bary z swoim 'wielkim marzeniem' i część zarobionych pieniędzy przeznaczę na materiały na ślubną kolekcję biżuterii (ale na razie cichoszaaa). A na razie pracuję powolutku nad projektami na royal stone calendar- z trzech najnowszych tematów dwa są stworzone wprost pode mnie! Paw już trafił pod igłę- czekajcie cierpliwie! :)

Ja zaś od przyszłego tygodnia zaczynam naukę wszystkich możliwych technik. Przez następne cztery miesiące będę starała się znaleźć miejsce dla siebie w biżuteryjnym świecie ucząc się sutaszu, beadingu, chainemile, haftu koralikowego i wszystkiego innego co wpadnie mi w ręce. :) Mam nadzieję, że dzięki temu uda mi się odnaleźć technikę w której będę mogła stale się rozwijać i spełniać. 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...