sobota, 25 stycznia 2014

Mam dla Ciebie zlecenie! Za darmo.

Do napisania dzisiejszego postu zmotywował mnie tekst, na który trafiłam ostatnio buszując w internecie. Mówi o niedocenieniu ludzkiej pracy- co jest jak wiecie jednym z głównych motywów uruchomienia przeze mnie akcji Doceńmy Rękodzieło.


W krótkim skrócie o artykule: Arlena Witt zaczęła od trafnego spostrzeżenia- wszystko było 'ok', kiedy za materialne pieniądze klient otrzymywał materialny produkt. Kotlet z ziemniaczkami i surówką = 20zł? Ok. Przecież trzeba było utłuc zwierzaczka, pokroić, przygotować, ugotować ziemniaczki, przyrządzić surówkę, więc się należy. Ale, ale.. dlaczego Szanowna Pani Fotograf chce od nas takie grube pieniądze za sesję zdjęciową? Przecież w naszych czasach nawet filmu do aparatu nie potrzeba. Czemu publicysta oczekuje czegoś więcej niż punktu do CV za napisanie felietonu, skoro nie potrzebuje do tego żadnych nowych materiałów? Trochę popuka w klawiaturę i jest. Czemu grafik, za kolorowy zbiór pikseli, oczekuje więcej niż polecenia go znajomym?  

Oczywiście możecie powiedzieć- rękodzieło nie jest niematerialne. Macie racje. Nasze twory są w 100% namacalne, ale nasza praca.. nie. I z tym samym borykają się graficy, publicyści, czy fotografowie. 

Mam Ciocię, która jest fachową krawcową. Szyje sukienki do telewizyjnych show itp. Całe lata uczyła się by dojść do zdolności, które posiada teraz. Aaalee.. nie wszystko jest takie różowe. Bo czasami zjawi się znajoma z przydługą sukienką i powie: "Hej! Kupiłam tą sukienkę, ale jest za długa. W sklepie zaproponowali mi skrócenie za 50zł, ale pomyślałam.. po co mam im płacić skoro Ty mi możesz zrobić za darmo?!". I co wtedy? Dla Pani X wydaje się to takie proste. Przecież krawcowa nie ma dołożyć materiału, nie musi doszywać zamka, ma tylko odciąć i podszyć. Przecież to tylko kilka groszy za nitkę. Nic prostszego. 

Pamiętam, że jedna z Was opowiedziała w komentarzach historię, w której znajoma oczekiwała zrobienia frywolitki za darmo (tudzież za cenę materiałów). Uważam, że wspaniałą nauczką było danie jej szydełka w dłoń i oznajmienia, że się ją nauczy i niech robi sama. Brawo! Takich historii jest niestety bardzo wiele. Nawet jeżeli ktoś doceni pracę, którą włożyło się w konkretny wyrób- ile osób pomyśli, że aby go wykonać w godzinę musieliśmy wcześniej latami ćwiczyć po kilka godzin dziennie? Że aby dojść do takich a nie innych efektów, wiele prac musiałyśmy wyrzucić, bo nie nadawały się do pokazania światu? Czy ktoś weźmie pod uwagę, że grafik komputerowy musiał wykupić oprogramowanie do Photoshopa za grube pieniądze, aby tworzyć 'błyskawiczne' loga? Albo, że fotograf musiał przejść drogi kurs, zanim wziął się na poważnie za to co robi? 

Pozwolę sobie przytoczyć kilka historii, które znalazłam w komentarzach wyżej wymienionego artykułu.

"Witam.Jestem dreadmakerem, bardziej z zamiłowania, jednak jest to zajęcie czasochłonne, często męczące i niejednokrotnie sprawiające ból (szydełko wbite pod paznokciem na przykład). Wielu moich znajomych wie, że się tym zajmuję, często robię komuś pojedyńczego dreada żeby nie wyjść z wprawy, jednak ostatnio kilkakrotnie spotkałem się z tym, że praktycznie obca osoba pytała mnie czy zrobię dready. "Dwa, trzy? Ok, spotkamy się, postawisz piwo, zrobię." - odpowiadam. Na co słyszę że za parę piwek całą głowę. Czyli zajęcie na kilka godzin bez przerwy (na dłuższą metę po 4 godzinach pojawiają się u mnie pierwsze skórcze), co u profesjonalisty kosztuje kilkaset złotych.
Wiedząc, jak wygląda takie zajęcie, szybko nauczyłem się szanować pracę innych ludzi..."


"Ten problem nie tyczy się tylko znajomości TY - Twój znajomy. Firma - Firma jest podobnie. Akurat tak się składa, że opisana przez Ciebie sytuacja nie dotyczy jedynie pracy 'na bicie', ale w ogóle pracy kreatywnej. Od 5 lat (o kuźwa, to już tyle) prowadzę swoją firmę (agencję marketingowo - eventową). Nasza praca to głównie siedzenie i kminienie. Wymyślanie pomysłów, tworzenie wizji, planów, strategii, eventów. Bardzo, ale to bardzo wielu firmom zdaje się, że przygotowanie dla nich szytej na miarę oferty, to bułka z masłem. A to jest czasami kilka dni dzwonienia, szukania, wymyślania, kreowania. Najgorsze są te firmy, które wysyłają zapytania np. do nas i do 10 innych agencji. Nam oczy stają dęba, że tak wielka i szanowana firma pochyla się nad nami, i że nas w ogóle dostrzegła. I że wysłała zapytanie i coś od nas chce.Skaczemy do góry "HUUURRRAAAAA" i bierzemy się do roboty. Pracujemy w pocie czoła przez tydzień, bo obiecują, bo chcą, bo pani dała numer na komórkę, bo odpowiada na pytania, bo budżet 6 cyfrowy (sic!) z 3, 4 albo 5 na początku itd. A potem... A potem są łzy, dramat i rozpacz. Bo nasze pomysły są fajne, ale ... Ale zrobimy to sami. Bo mamy już Twoje pomysły, mamy też pomysły od 10 innych firm i teraz nie musimy już niczego szukać, bo cała wiedza za darmochę trafiła do nas. Ot co!"


Dla zainteresowanych również filmik, który nie tylko mnie rozśmieszył, ale uderzył również ukazaniem sytuacji, które się nam oczywiście w głowie nie mieszczą, bo gdy idziemy do Lidla, to nie targujemy się o ceny bułek, bo kupiliśmy 10 więc należy się zniżka, prawda?




W najbliższych dniach zajmę się również wyceną kolejnej broszki. Dziękuję za Wasz udział w akcji :)
Kochajmy się jak bracia, liczmy się jak żydzi. Jak to mówią. ;)

4 komentarze:

  1. Ja akurat nie mam nic przeciwko targowaniu się, przedstawieniu rozsądnej propozycji zadowalającej wszystkich, ale wszystko z wyczuciem i bez stawiania nikogo pod murem. Niestety braku taktu naoglądałam się niemało i zawsze ciśnienie mi podskakiwało. Np, moja kuzynka wynajmowała kiedyś pokój (notabene znajomej osobie), miały zwykłą umowę wynajmu, a mimo to dziewczyna uparła się, że zapłaci tylko za 10 dni a nie za miesiąc bo mieszkała do 10 lipca a nie do 31, a o wyprowadzce uprzedziła w dniu wyprowadzki.
    Bezczelnych klientów można wymieniać bez końca. Mi już 4 raz kobieta oddawała bransoletkę do naprawy gwarancyjnej i nic bym nie mówiła gdyby nie drobny fakt, bransoletka jest makramowa a powodem reklamacji jest zużywający się sznurek! Notorycznie też gubi koraliki, mam jej serdecznie dość.
    Czasami naprawdę wolę konkretnej osobie odmówić sprzedaży bo widzę, że z nią będą kłopoty. I widzę, że często powodem nazwanego tu "niedoceniania rękodzieła" nie jest brak pieniędzy czy nieadekwatne ceny, ale zwykłe cwaniactwo i chamstwo i jakieś dziwne upodobanie w upokarzaniu innych.
    Takich klientów trzeba omijać na ile się da.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, sama czasami się trochę targuję (chociaż jako klientka nie, jakoś nie mam czelności :P ), czasami przy większym zakupie schodzę z ceny, czasami oferuję przesyłkę gratis- ale wolę sama wejść z gestem, niż być na niego naciągana i naciągana.

      Usuń
  2. Oj znam to dobrze, zarówno z fotografii jak i rękodzieła...

    OdpowiedzUsuń

Pozostaw po sobie miłe słówko :))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...