niedziela, 28 grudnia 2014

Niedzielne inspiracje- zimowa zadymka.

"Zimowa zadymka"- takie zadanie dostałam na plastyce w gimnazjum i wtedy dałam się mu pokonać. Jako, że wreszcie doczekaliśmy się śniegu postanowiłam się zrehabilitować i wykorzystać tą przeuroczą aurę jako dzisiejszą inspirację.

zdjęcia z http://hdwallpapercorner.com/

sobota, 27 grudnia 2014

Jak to Nowy Rok?- pokrótce o postanowieniach noworocznych.

No właśnie.. Mój Dziadek zawsze tuż po Wigilijnej kolacji mówi "Święta, Święta i po Świętach". Jak dla mnie jest to z reguły przedwcześnie powiedziane, ale spójrzcie tylko- dopiero co skończyliśmy lepić pierogi, piec paszteciki, śpiewać kolędy pod choinką i cieszyć się prezentami, a już za pasem Nowy Rok. No mam rację, czy mam rację? 

Dla mnie czas mknie jeszcze bardziej nieubłaganie, ponieważ w Sylwestra będę animować przyjęcie dla dzieci i staram się do tego jak najlepiej przygotować. Postanowiłam więc, że nie będę odwlekać spisania postanowień noworocznych i już dziś obiorę sobie cele na rok 2015. Wiem, że istniej bardzo wiele 'ale' przeciw noworocznym postanowieniom- po co czekać do Nowego Roku, skoro można zacząć pracować nad sobą od zaraz? Zgadzam się z tym i przez cały rok staram się rzucać sobie nowe wyzwania, jednak noworoczne postanowienia dają mi ogromnego kopa motywacji- ich lista z reguły jest zatrważająco długa. Słyszałam teorie wd. których najlepiej obrać sobie 3 do 4 celów i to na nich się skupić. Nie wiem jak to z Wami bywa- ja tak nie działam. Kiedy na co dzień tworzę sobie listę rzeczy do zrobienia zawsze jest ona niebotycznie długa- czasami ma po 20-30 pozycji na dzień- niektóre to poważne zadania, inne proste czynności o których nie chcę zapomnieć, a często również przyjemne zajęcia- takie jak ugotowanie obiadu, czy zrobienie sobie pysznej kawy. Dlaczego?- spytacie. Otóż uwielbiam wykreślać kolejne pozycje z listy- dlatego nie dość, że zapisuję tam niemal wszystko co zamierzam tego dnia zrobić, to dodatkowo często rozbijam to na prostsze składowe. Samo odhaczenia zadania jest już dla mnie w pewnym stopniu nagrodą, a satysfakcja kiedy cała lista jest już odhaczona jest dla mnie samej zaskakująca. Dokładnie tak samo mam z postanowieniami noworocznymi. Tak więc za chwilę po raz kolejny chwytam za długopis i spiszę sobie cele na najbliższe 365 dni. Jednym z postanowień będzie zdecydowanie bardziej regularne prowadzenie bloga, a także publikowanie tutaj comiesięcznych postępów z kolejnych miesięcy ćwiczeń (ponieważ moje postanowienia w tym roku zapewne skupią się dookoła nauki rysunku, malarstwa, kaligrafii itp).




Tymczasem życzę Wam dużo rozkosznego leniuchowania przy końcu 2014r i do zobaczenia jutro na niedzielnych inspiracjach. :)

sobota, 13 grudnia 2014

Niedzielne inspiracje- pakujemy prezenty!

Dziś krótko (muszę się uczyć na kolokwium) i świątecznie (bo sami rozumiecie;)). Trafiłam na stronie example.pl na zbiór inspiracji na pakowanie prezentów i wybrałam moje ulubione. Koniecznie jednak przejrzyjcie wszystkie 40, bo wszystkie są wyjątkowe. :)



edit niedzielny: Nie pytajcie czemu w sobotę wieczorem byłam pewna, że to już niedziela, czasami tak to bywa jak ma się zbyt dużo na głowie. ;))

środa, 10 grudnia 2014

Obwieszenie się bombkami nie uczyni Cię choinką.

Te i inne zdjęcia zobaczycie na moim kreatywnym instagramie :)

Trzeci dzień wyzwania Uli- nasze ulubione dekoracje świąteczne. Ja uwielbiam WSZYSTKIE. Z całego serca kocham choinkę- jej zapach i nieodparty urok, cytrusy suszące się na kaloryferach i świeczki w pomarańczkach urzekają mnie niesamowicie. Najbardziej jednak lubię świąteczne lampki. Zimą pokrywane są nimi całe miasta, latarnie, drzewa, sklepy... Te lampeczki rozświetlają mi drogę rano gdy pędzę po ciemku na uczelnię i po południu, gdy po ciemku wracam do domu. Każde inne + dają niesamowite efekty na zdjęciach! :)



wtorek, 9 grudnia 2014

Co tam słychać św. Mikołaju?



I na koniec jedna z moich ukochanych świątecznych piosenek, których mogłabym słuchać w kółko!


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Ja pierniczę! Czyli o mojej ulubionej świątecznej tradycji.

Nie wiem jak u Was, ale u mnie w domu świątecznych tradycji było bez liku. Jedne ważniejsze, inne mniej, niektóre bezwzględnie respektowane, inne praktykowane tylko raz na jakiś czas. Dla mnie nie ma Świąt bez lepienia pierniczków. 




Świetnie pamiętam pewne świąteczne przygotowania, gdy jeszcze w naszym starym, małym mieszkanku, późnym wieczorem (choć miałam wtedy ok 8 lat, więc późny wieczór zaczynał się ok. 18) wykrajałam z Mamą i młodszą siostrą pierniczki. Śpiewałyśmy wtedy w kółko przez kilka godzin "Wołek, wołek, wołek i osiołek! Dzieciątko w żłobeczku, a w stajence mróz! Kto stworzył świat cały? Tylko jeden Bóg! (...)"- tak długo aż nauczyłyśmy się na pamięć całego wyliczania- które pamiętam do dziś. Ciasto bywało twarde, zdarzało się, że pękało, ale radości było co nie miara, a Mama każdego piernika potrafiła przywołać do porządku. ;) Wspominam to niemal z łezką kręcącą się w oku. Do teraz co roku wycinamy i zdobimy pierniki i wiele bym dała za powtórzenie tamtej chwili właśnie takiej jak ją pamiętam. Może muszę poczekać na własne dzieci aby łezka znów zalśniła w oczku? ;)






niedziela, 7 grudnia 2014

Chill out- niedzielne inspiracje.

Nie wiem jak Wy, ale ja gdybym mogła, każdy niedzielny poranek spędziłabym leniwie. Wylegiwała się chwilę w łóżku, a potem owinięta w ciepły szlafrok zrobiłabym sobie przepyszne kakao i wypiła je do śniadania, którego nie musiałabym pałaszować w biegu. Otworzyłabym ulubione blogi i wczytywała się w najnowsze posty.

Niestety nie zawsze jest to realne.

Postanowiłam jednak, że raz w tygodniu znajdę dla siebie czas, by usiąść, odciąć się na chwilę od uczelnianych zmartwień i poza obejrzeniem nowego odcinka serialu z współlokatorką, obejrzeć Wasze blogi i inne strony, które mnie inspirują. Mam nadzieję, że owocem tego czasu będą tworzone przeze mnie moodboardy, którymi chciałabym się z Wami dzielić. Z pewnością poza inspiracjami z internetu znajdą się w nich również moje własne zdjęcia, czy cytaty, które dzwonią mi w głowie.

Zdjęcia z strony flickr.pl

Na dobry początek zalatanego grudnia 'chill out'- wyluzujmy. Tak, wiem, że łatwiej powiedzieć. ;)

piątek, 5 grudnia 2014

Nigdy nie przestałam wierzyć w św. Mikołaja- Lore Art świątecznie.

Na wstępie muszę zaznaczyć, że tytuł tego postu to sama prawda. ;) Co prawda około jedenastu lat temu odebrano mi iluzję istnienia grubaśnego staruszka w czerwonym stroju i ogromną białą brodą, który wchodzi do domu przez komin podkładając pod choinkę prezenty, w zamian racząc się mlekiem i ciasteczkami. Wierzę jednak, że ta przemiła legenda nie wzięła się z nikąd, a biskup Mikołaj z Miry z radością patrzy na ucieszone dzieciaki, które z błyskiem w oczach przyglądają się jego sobowtórom. ;)




Święta to dla mnie ważny czas, choć nie co roku udaje mi się w pełni odczuć ich magię. Niestety z "biegiem lat" (ho, ho, ho... za czasów mojej młodości) stałam się niezwykle przeczulona na komercyjną stronę każdego z świętowanych wydarzeń w naszej kulturze. Gdy trafiłam na listę 30 tematów świątecznych Uli, spodziewałam się, że znajdę coś dla siebie. Postanowiłam skupić się na temacie 27. "Czy uświadomić dzieci o istnieniu Świętego Mikołaja, czy powiedzieć im prawdę." - mogłabym się przyczepić małego błędu w sformułowaniu tematu, ale nie o tym chciałabym mówić.

Chciałabym w kilku słowach opowiedzieć Wam o tym z mojej perspektywy, osoby, która teoretycznie wkracza już w dorosłość, ale dość dobrze pamięta jeszcze czasy dziecięcej nieświadomości. ;) Moi rodzice dali mi żyć z pięknym marzeniem o istnieniu św. Mikołaja, pamiętam jak co roku zrywałam się od Wigilijnej kolacji w połowie posiłku i podskakując niecierpliwie wypatrywałam przez okno sań domniemanego darczyńcy- przecież byłam grzeczna cały rok. ;) Nie pamiętam dokładnie kto, ani kiedy uświadomił mnie, że wypatrywanym św. Mikołajem był zawsze mój Dziadek, który zawsze 'ucinał sobie drzemkę w sypialni' akurat wtedy, kiedy odwiedzał nas Grubaśny Święty. Obeszło się bez bólu, płaczu, zgrzytania zębów czy rwania włosów. Tak jak każde dziecko zrozumiałam, że dzieci nie są znajdywane na grządkach kapusty, ani przynoszone przez bociana, a prezentów nie dostarcza mi set-letni, uroczy staruszek. Cieszę się, że miałam w co wierzyć kiedy byłam mała i cieszę się, że później pomagałam w tym "spisku" rodzicom, kiedy moje młodsze rodzeństwo ciągle wierzyło. Uwielbiałam co roku pisać listy do Mikołaja, a potem z dumną miną (ah, te ilustracje na pierwszej stronie) wręczać je rodzicom.

Moim zdaniem nie powinniśmy odbierać dzieciom radości płynącej z wiary w św. Mikołaja, czy Wielkanocnego Królika- kiedyś same zrozumieją. Ja osobiście nie wyobrażam sobie mieć za złe rodzicom dawania dzieciom takiej wiary. A Wy?

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Gdzie kucharek 6, tam nie ma co jeść!

Kolejny projekt szkolny na warsztacie! Tym razem na zaliczenie na projekt na grafikę mamy w postaci sześciu planszy 40x40cm przedstawić nasz 'autoportret z progresem/regresem/elementem liczbowym'. Jako, że jedną z moich pasji poza rękodziełem jest gotowanie postanowiłam zobrazować przysłowie "Gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść". Tym sposobem udało mi się połączyć element autoportretu z elementem numerycznym od 1-6, co idealnie wpasowuje się w wymaganą ilość planszy. 

Dylematów mam więcej niż jeden, ale powiedzcie.. Waszym zdaniem tło za garnkiem powinnam rozjaśnić czy przyciemnić?


Czeka mnie jeszcze mnóstwo pracy, po pierwszej sesji zdjęciowej w studiu wiem już jakie błędy popełniłam i czego się na przyszłość wystrzegać.


Miałam już kilka momentów kryzysowych podczas pracy nad tym projektem. Najpierw w studiu fotograficznym w połowie sesji odłączono nam wszystkie światła i bałyśmy się, że nie damy rady drugi raz ustawić ich tak samo, a co za tym idzie- będziemy musiały zacząć od nowa.. Na szczęście po wielu próbach trafiłyśmy. Kolejnym problemem były wspólne napady głupawki, które utrudniały zrobienie zdjęć smutnym kucharkom (im mniej jedzenia w garnku, tym smutniejsze kuchareczki;)), a na koniec okazało się, że garnek zjeżdża z stołu bezcieniowego i za każdym razem stoi pod ociupinkę innym kątem. Grrrrr! Ale dam radę. Ja bym miała nie dać? ;) 

sobota, 22 listopada 2014

Ja Wam dam ważny szczegół...

.. bo taki jest temat dzisiejszego wyzwania Ulki. Z początku nie wiedziałam o czym napiszę- czy wypłynę na głębokie wody mówiąc o tym, że 'ważne są tylko chwile', czy też wspomnę o czymś tak prozaicznym jak tusz do rzęs jako kropka nad i w codziennym makijażu. Zdecydowałam, że wpis powstanie pod natchnieniem chwili.. więc piszę dopiero teraz. ;)

Razem z koleżanką po warsztatach z tańca. :)

Dziś dzień spędziłam 'odchamiając się' w Trójmieście. Już o poranku pędziłam na autobus, który zawiózł mnie na Uniwersytet Gdański, gdzie wzięłam udział w warsztatach z tańca Javy oraz gry na anklungach. Na pierwszych nauczyłam się podstawowych kroków dostojnego tańca zwanego putra halus (damskiej odmiany) i putra gagah (męskiej odmiany). Jest to dostojny, powolny taniec, któy doprowadzi do okrutnych zakwasów moje uda i.. nadgarstki. ;) Popołudnie spędziłam z koleżanką zwiedzając różnorakie wystawy plastyczne- niejednokrotnie zachwycając się warsztatem czy pomysłowością nieznanych mi twórców. Na godzinę 18 wróciłyśmy na UG na pokaz tańców Indonezyjskich "Taman seni Indonesia", którym przygrywał Warsaw Gamelan Group. 

Jeszcze zanim weszłam na koncert wiedziałam, że chciałabym napisać o tym, że ważnym szczegółem w moim życiu jest muzyka. Nie wiedziałam jeszcze, że dodam do tego taniec. Tańczenie daje mi ogrom radości, mimo, że nie umiem tańczyć profesjonalnie, podryguję po amatorsku i czuję się innym człowiekiem. ;) 

Co powiecie na taki ręcznie wyszywany pawi strój? Robiony na specjalne zamówienie Pary Młodej dla tancerki, która uświetniała ich wesele. :)

Dobra, a teraz pora na ciekawostki o szczegółach, które wyniosłam z dzisiejszego dnia. Tańce indonezyjskie wymagają niesamowitej pamięci- układy pojedynczych tancerek mogą trwać powyżej dziesięciu minut, a każdy ruch ręką, nadgarstkiem, palcem u ręki czy nogi jest z góry zaplanowany. Daje to niesamowite wrażenie. :)
Numer dwa- w Indonezji nikt nie odważy się zabić motyla. Wierzy się tam, że dusza w czasie snu może wejść w jego drobne ciałko i w taki sposób wędrować po świecie. Obawia się więc, że dusza taka nie da rady wrócić do ciała po śmierci motyla. 

ps. Co powiecie na nowy baner? :)
ps2. Krótkie nagranie ostatniego tańca z dzisiejszego koncertu. Mam ich kilkanaście, ale to jest moje ulubione. Jakoś nie jest powalająca, ale czego tu wymagać od biednej cyfrówki jak jest ciemno na sali..





piątek, 21 listopada 2014

Czego się nauczyłam w ostatnim miesiącu?

Miesiąc to 1/12 roku. Każdy kolejny powinien być dla nas zbiorem nowych doświadczeń bo mamy ich zaledwie dwanaście co roku! Staram się codziennie uczyć się czegoś nowego- czasami są to sprawy tak błahe jak nowe słówka z angielskiego, czasami to nowy przepis, który przygotuję na obiad, a czasami to nowa technika plastyczna. Innym razem jest to morał, który wyciągnęłam z sytuacji, która mi się danego dnia przytrafiła. Tak czy inaczej- grosz do grosza, a będzie kokosza, prawda? ;) 

W tym miesiącu nauczyłam się, że w niektóre dyskusje nie warto się wdawać. Po prostu szkoda nerwów. Co nie zmienia faktu, że jeżeli na czymś nam zależy to warto walczyć o swoje. Zawsze. 

Życzę Wam udanego weekendu i do napisania jutro! 

ps. Zaczynam planować pewne zmiany na blogu, co to będzie, co to będzie?

środa, 19 listopada 2014

Coś Ty znów zmalowała? - moja ostatnia praca kreatywna.

Jak ostatnia, to ostatnia. ;) Dziś na zajęciach z malarstwa naszym zadaniem było podzielenie brystolu 100x70cm na 70 równych części i zakomponowanie ich w ciekawy sposób uzyskując 70 różnych efektów wizualnych używając jedynie jednego koloru. Mój wybór padł na krwawą czerwień, która dała bardzo ciekawy moim zdaniem efekt, szczególnie kiedy przyszło do chlapania farbą. ;P


I dwa zbliżenia- faktur i tak nie widać tak dobrze jak na żywo, ale może dojrzycie coś inspirującego. :)



Co Wy na to? 

A teraz uciekam na wykład pt: "Superfine jewellery. Projektant na swoim. Jak tego dokonać?". Spełniamy marzenia, że hoho. ;)

wtorek, 18 listopada 2014

Soundtrack mojego życia.

Przeczytałam kiedyś, że muzyka której słuchamy jest soundtrackiem naszego życia- i cóż prawdziwszego? Czy muzyka jest mi potrzebna do szczęścia? Niekoniecznie, ale za to potrafi mnie błyskawicznie uszczęśliwić. ;) Idąc ulicą z słuchawkami w uszach zawsze śpiewam- przynajmniej w myślach. ;) Często jednak sobie podśpiewuję, szczególnie gdy dookoła brakuje ludzi, a zdarza mi się nawet tańczyć i radośnie gibać- szczególnie w kuchni podczas gotowania i uwaga- podczas przymierzania ubrań w przymierzalniach. Nie pytajcie- tak po prostu jest. ;) 

A czego słucham? Ojjj, wymieniać by a wymieniać, mam playliste piosenek, które sprawiają, że po kilkunastu minutach zaczynam płakać, ale staram się jej unikać, zostawiać na refleksyjne wieczory. Częściej słucham muzyki żywiołowej, która pozwala utrzymać odpowiednie tempo marszu. :) Niezwykle ważne są dla mnie słowa piosenek, jednak czasami wprawia mnie w wspaniały humor żwawa piosenka z niezbyt ambitnymi słowami. Po ostatnich zajęciach z fitnessu słucham na okrągło "Little party never killed nobody".


Poza tym jestem maniaczką soundtracków- szczególnie musicali. Znam na pamięć wszystkie piosenki z Grease


A dzięki Mamma Mia poznałam zespół ABBA i zostałam ich wierną fanką. 


poniedziałek, 17 listopada 2014

100 tysięcy- ja Was bardzo proszę!

Nowy miesiąc to nowe wyzwanie u Uli, po raz kolejny podniosę rękawice i może da mi to kopa energii żeby zrobić coś sensownego na blogu. :) Dziś Ula pyta nas: 

Co bym zrobiła, gdybym miała 100 tys. zł na koncie w banku?

Mi odpowiedź nasunęła się sama i postanowiłam ją spisać, zanim zacznę czytać Wasze. Od lat moim marzeniem, które zamierzam zrealizować za lat X. Jest założenie własnej firmy, marzę o pracowni rękodzieła, w której mogłabym organizować warsztaty, współpracować z MDK ucząc dzieci, organizować spotkania rękodzielników i sprzedawać moje (i nie tylko) twory. Gdybym miała sto tysięcy złotych wzięłabym się za bary z tym projektem. Złożyłabym dodatkowo wniosek o dofinansowanie i ruszyła do roboty. ;) 
Gdybym miała się dodatkowo trochę rozpuścić- zainwestowałabym wreszcie w silver clay i ogroooooomną ilość kamyków mniej i bardziej szlachetnych. :)
No i pojechałabym w podróż do Japonii- planujemy taką razem z moim chłopakiem, ale przed końcem studiów pewnie na nią nie uzbieramy, a tak to hop siup w samolot i jeść sushi dniami i nocami! ;)



ps. Tak, tak, moi Drodzy, chwyciłam dziś za tablet, bójcie się bo to dzika bestia! ;)

niedziela, 16 listopada 2014

Blogowe wyrzuty sumienia.

Zegar zaraz wybije północ, a ja siedzę po uszy w 'cudach internetu'. Dziś od filmu o Mari Antoninie (gorąco polecam!!) przeszłam do najróżniejszych mozaiek i koralików MagmaBeads (o matulu, najpiękniejsze koraliki jakie widziałam w tym roku!). A skąd tytuł postu? Otóż mam ostatnio wrażenie, że okropna ze mnie gospodyni blogowa- postów u mnie ostatnio tyle co na lekarstwo (kot napłakał).. I nawet nie mam zbyt wiele na swoje usprawiedliwienie, bo jakieśtam prace są (co prawda zaległe bo ostatnio zupełnie nie mam czasu na szycie), ale siły na fotografowanie i obrabianie- okrutnie mało.. 

Na co dzień kręcę się i wiruję pomiędzy pracowniami na uczelni, próbując osiągnąć ułamek tego co obserwuję w pracach starszych studentów, czy na wystawach w auli. Na razie idzie mi jak po grudzie, ale tli się iskierka nadziei, że kiedyś coś ze mnie wyrośnie, prawda? Pracuję teraz nad dwoma projektami- "Mój bohater" na rzeźbę, którym zamierzam się dziś pochwalić. (A głosik w uchu szepcze szyderczo: "Jak by było czym!")

Zdjęcia każdorazowo robione było telefonem, więc jakość jest jaka jest.



Na pierwszej konsultacji usłyszałam, że jest to raczej chwyt sportowy niż łagodne otulenie piersi, całkowicie się z tym zgadzałam, więc przyszło mi odkroić łapkę od kuli i trochę ją przemontować. Niestety glina w środku troszeczkę podeschła i po moich kombinacjach palce zaczęły odpadać jeden po drugim! Przyszło mi obłożyć je świeżą gliną tracąc przy tym całkiem udane szczegóły anatomiczne.


Podejście drugie. Usłyszałam "Proszę zrobić rękę bardziej opiekuńczą". No dobra, dalej, dalej śmigło Gadżeta, bałam się po raz kolejny rozkrajać glinę, więc zaczęłam ją przesuwać, skończyło się na urwanym nadgarstku, ale wyszło to rzeźbie na dobre. ;) 


Zbliżyłam palce do siebie, tak, że dłoń trochę bardziej leży na kuli niż ją podtrzymuje. Wróciłam do pionowego ułożenia i zaczynam od nowa pracę nad anatomią dłoni. Kiedy glina obeschnie wypoleruję trochę kulę, zależy mi na uzyskaniu porządnych krągłości. :)

Co ma ręka do tematu? W zeszłym miesiącu na raka piersi zmarła moja ukochana Babcia. Dla jej pamięci postanowiłam w tym temacie nawiązać do walki z rakiem piersi. Z statuetki Amazonek projekt przekształcił się w uogólnione przedstawienie samodzielnego badania piersi. Drogie Panie- warto.

Drugim projektem jest seria planszy "Gdzie kucharek sześć..", ale na razie nic Wam nie pokażę, w poniedziałek umówię spotkanie w studiu fotograficznym i może potem będzie o czym pisać.

Wybaczycie mi takie nie-biżuteryjne posty? ;) Ostatnio moje życie kręci się w trochę innym kierunku niż zdarzało mu się do tej pory- nie narzekam na zmianę trajektorii, ale jest do czego sie przyzwyczajać. ;)

poniedziałek, 3 listopada 2014

(Nie) leć w kulki!

Tak jak pisałam ostatnio- mam dużo na raz na warsztacie i zaskakująco mało czasu. ;) Uszyłam prawie całą kolekcję ptaszków, ale leń mnie złapał i bardzo powoli zajmuję się ich podszywaniem. Do tego pracuję nad dwoma większymi projektami- dziś zajawka jednego z nich. ;)

Ale najpierw króciutko o nowym wisiorku z cudnej urody kryształkiem Swarovskiego.


Rivoli w kolorze antique pink obszyłam Toho bronze i starlight, do tego trochę SD i fasetowane różowe jadeiciki. Nieskromnie powiem, że bardzo podoba mi się to połączenie kolorystyczne. ;) Wisiorek zawisł na delikatnym łańcuszku w kolorze złotym, który nie odwraca uwagi od głównej ozdoby. Tym razem oszczędziłam sobie ozdobną krawatkę- nie wpasowałaby się w kolorystykę. :)

A na 'do widzenia' zapowiedź nowego naszyjnika, nad którym prace trwają. Prawdę mówiąc od dłuższego czasu zastanawiam się jak go sklecić w całość, ale czuję, że niedługo na to wpadnę! ;P

Udanego tygodnia, dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny. :)

sobota, 25 października 2014

Ciężki tydzień.

Wybaczcie mi urwanie wyzwania w połowie jego trwania i chwilową ciszę na blogu. Ostatni tydzień był dla mnie ciężki, wiązał się z odejściem bardzo bliskiej mi osoby i odebrał mi chwilowo entuzjazm i siły do nadprogramowych wysiłków. Obiecuję jednak, że postaram się stanąć na nogi, na warsztacie obiecana filcowa kolekcja- i nie tylko. Więcej już niebawem.

środa, 15 października 2014

Ja- najkrótszy post w historii bloga.

-Nie żeby nie było o czym (o kim) pisać- rzekła nieskromnie. 

Zgodnie z tytułem- choć raz postąpię zgodnie z instrukcjami Uli i po prostu pokażę Wam zdjęcie. Zresztą.. mam sporo notatek do ogarnięcia, a za godzinę muszę biec na fitness. ;) Tak więc dziś w rolach głównych: JA. Oba zdjęcia z Muzeum Watykańskiego w Rzymie. 


wtorek, 14 października 2014

Osoba, która mnie inspiruje- Aga Sobel.

Kiedy zobaczyłam ten temat dwa dni temu na blogu Uli pomyślałam, że będę miała z nim straszny problem- jest tyle osób, które mnie inspirują, że byłam pewna, iż nie dam rady się zdecydować. Dziś, kiedy usiadłam do komputera nagle miałam pustkę w głowie- owszem inspiruje mnie wiele osób. Studnią inspiracji bez dna są inne blogerki (o niektórych z wielu pisałam tutaj), moja rodzina, bliżsi przyjaciele i dalsi znajomi, a także osoby, których nie miałam przyjemności poznać- jak papież Jan Paweł II, X. Jan Twardowski, Wisława Szymborska, czy wiele, wiele innych.

Zdjęcia pochodzą z bloga Agnieszki www.sopelka-art.blogspot.com
Mimo to, postanowiłam dziś napisać o Agnieszce- również blogerce, na której stronę wpadłam rok temu zupełnie przypadkowo- szukając informacji o metal clay. Choć z początku rzuciłam okiem tylko na jeden post- to co przeczytałam, dodało mi wiary w swoje marzenia i skłoniło do ich realizacji. Poleciałam wtedy do Stormu kupić opakowanie gliny, której nie trzeba wypalać. W poście na który trafiłam Aga akurat chwaliła się swoimi osiągnięciami w konkursach m.in pierwszym miejscem w Metal Clay Europe Challange. Napisała "Te nagrody mają dla mnie ogromne znaczenie, tym większe, że zdaję sobie sprawę z tego, że ciągle jestem na początku mojej biżuteryjnej drogi (nie minęły nawet dwa lata od dnia, w którym po raz pierwszy przeczytałam nazwę "metal clay"). " Postanowiłam ćwiczyć lepienie drobnych form, mimo tego, że wiedziałam, że z pewnością minie jeszcze rok, dwa czy trzy zanim spróbuję swoich sił w metal clay. Teraz, kiedy bliżej mnie jest perspektywa zajęć z ceramiki- jeszcze niecierpliwiej podskakuję na myśl o możliwości wypalania własnej biżuterii.

A kto Was inspiruje? Może rodzina, przyjaciele, inne blogerki, czy celebryci? Koniecznie dajcie znać. ;)

poniedziałek, 13 października 2014

Lista moich ulubionych słów- nowe wyzwanie Uli!

Nowy miesiąc- nowe wyzwanie Uli! Tym razem tematy znów rzucają wyzwanie, skłaniają do obnażenia się choć trochę, przedstawienia nieznanej Wam strony znajomych blogerów. Dzisiejszym tematem wyzwania są nasze ulubione słowa. Prawdę mówiąc nie mam raczej ulubionych słów- lubię kiedy szeleszczą, chroboczą jak chrabąszcze w Szczebrzeszynie albo warczą słynnym polskim 'rrrrr', którego brak w innych językach. ;) Słowa mają dla mnie szczególne znaczenie w 'zlepkach'- zdaniach, powiedzonkach, wyznaniach- wtedy nabierają mocy i uczucia. Uwielbiam słowa w piosenkach, cytatach czy wierszach i to na nich się dziś skupię.

Zacznę jednak od najważniejszego (myślę, że dla każdego) zlepku "Kocham Cię", które ma szczególne miejsce w moim sercu i.. na tablicy korkowej. ;) W tym wypadku w formie wyznania wypisanego przez mojego K., umocowane obok jego zdjęcia z dzieciństwa (kazał mi na nie nałożyć cenzurę jak w programach o kryminalistach, mam nadzieję, że wystarczy mu fakt, że lampa w nim rozbłysła. Buziaki jeśli czytasz to z Bydgoszczy Kochany ;)) 
  

Kocham słowa za to, że potrafią dać nam porządnego kopa motywacji, czy energii. Dla mnie szczególnie ważne są dwa cytaty z dwóch różnych źródeł- pierwszy z nich widzicie poniżej, jak i powyżej na tablicy korkowej, wykaligrafowany pewnego na prawdę anemicznego dnia, gdy zamiast uczyć się jak na 'porządną uczennicę' przystało, poświęciłam multum czasu na oglądanie Glee. Są to słowa Kurta wypowiedziane do Reachel, gdy ich nadzieja na dostania się na wymarzone studia zaczęła drastycznie się zmniejszać w obliczu konkurowania z innymi kandydatami, którzy choć mieli lata wprawy, okazali się zbyt pewni siebie i może ciut za mało ambitni. ;))


Drugi cytat ciągle czeka na realizacje i umieszczenie na tablicy, teraz gdy wylądowałam pośród ludzi z pokończonymi szkołami plastycznymi, czy na piętnastym z rzędu kierunku studiów- miewam wrażenie, że na starcie jestem na straconej pozycji. Wtedy przypominam sobie poniższy cytat z "Niezgodnej" (polecam film ;)), który w wolnym tłumaczeniu oznacza: "-Jestem najsłabsza. -Więc będziesz tą, która poczyni największe postępy."

“-I’m the weakest one.
-So you will be the one most improved.”

W taki sposób zbite z sobą słowa sprawiają, że choćby łzy ciurem z oczu leciały- zaciskam pięści, biorę się w garść i zabieram do roboty z zdwojoną energią (lub jakąkolwiek jej ilością pozwalającą zwlec się z łóżka

Jestem również zagorzałą fanką (choć nie do końca to określenie tu pasuje) poezji X. Twardowskiego. Kiedy życie rzuca kłody pod nogi, myślę:

"Małe nieszczęścia, potrzebne do szczęścia..."

No i jak pisałam wyżej- potężnego kopa energii dają mi odpowiednie słowa z odpowiednim podkładem muzycznym. Ostatnio zdarza mi się słuchać:

Lady Gaga- "Born this way"


Z naciskiem na:
"We are all born superstars" (Wszyscy urodziliśmy się gwiazdami)
"There is nothing wrong with oving who you are, cause He made you perfect babe" (Nie ma nic złego w kochaniu samej siebie, bo On uczynił Cię idealną.)
"I'm beautiful in my way, cause God makes no mistakes." (Jestem piękna, jedyna w swoim rodzaju, bo Bóg nie popełnia błędów)
"Wheter life's disabilities left you outcas, bullied or teased, rejoice and love yourself today, cause baby you were born this way" (Niezależnie od tego czy życiowe problemy sprawiły, że jesteś dręczony, drażniony czy odrzucony- raduj się i kochaj się, ponieważ właśnie taki się urodziłeś.)
"I was born to survive" (Urodziłam się aby przetrwać)

Goo Goo Dolls-"Iris" 


"You're the closest to heaven that I'll ever be" (Jesteś najbliższą namiastką Nieba, którą kiedykolwiek otrzymam)
"When everything is made to be broken- I just want you to know who I'm." (Gdy wszystko skazane jest na niepowodzenie, chcę po prostu być dobrze mnie znał)
"When everything feels like movies- you bleed just to know you're alive." (Kiedy wszystko wydaje się być nierealne, krwawisz tylko po to aby zdawać sobie sprawę, że żyjesz)

Coldplay - The Scientist


Ta piosenka po prostu w całości sprawia, że mam dreszcze, a oczy mi się szklą.

Jak to się dzieje, że nawet z tak prostego tematu potrafię zrobić referat? Jeśli jesteście zmęczeni po całym dniu pracy nie czytajcie tego wszystkiego, ale posłuchajcie chociaż piosenki lub dwóch. :)


czwartek, 9 października 2014

Swarki błyszczą 'po mojemu'!

Uwielbiam wszystkie możliwe kryształki swarovskiego- jedne bardziej, drugie trochę mniej, ale najszczerszą miłością obdarowuję te, które mienią się na wiele różnych kolorów. Do tej pory moim najukochańszym rivoli był Crystal Vitrail, ostatnio jednak zrównał się z nim (a może nawet go przegonił? o zgrozo.) Green Sphinx. Jest to cudowny kryształek z powłoką nakładaną przez firmę niezależną od Swarovskiego- ten kolor jest moim zdaniem strzałem w dziesiątkę. Uwielbiam różniaste udziwnienia Swarków i najchętniej przygarnęłabym wszystkie. Na razie jednak dumnie noszę na szyi mój Vitrail zaklęty w SuperDuo, które choć są matowe, to jednak metaliczna powłoka dodaje im blasku. ;) 


Zobaczcie jaki on piękny- pod każdym kątem ma inny kolor! Uwielbiam go zarówno gdy jest niemal całkiem zielony jak i gdy mrugają z niego pomarańcze, róże, granaty czy czerwienie. Jak dla mnie to czysta magia. ;)



Do kompletu powstały również drobne sztyfciki, które nie zagłuszają tak delikatnego wisiorka (na odrobinę zbyt szalonej dla niego krawatce, no ale ja oszalałam na jej punkcie;)). 



A Green Sphinx będzie klejnotem koronnym nowej kolekcji "Polskich Ptaków" i będzie to kolejny 'Mój ci on!', którego za żadne skarby nie oddam. ;)

środa, 1 października 2014

Trzecie życie mrocznego guzika.

Na wyzwanie Kreatywnego Kufra, przeszło pół roku temu powstał wisior Mroczne Cienie, który mogliście zobaczyć TUTAJ. Nie byłam jednak z niego do końca zadowolona i kombinowałam dalej. Baza na której wisiał- była zbyt toporna, krawatka podobnie, kryształki leżały z przerwami, a fioletowy swarovski wcale nie pasował. Tak więc sprułam niemal wszystko, poza samą częścią centralną guzika i zaczęłam kombinować. 


Tym razem kryształki przyszyłam znacznie ściślej, następnie brzeg otoczyłam ażurkiem z Super Duo w dopasowanym kolorze. Dla dodania całej pracy lekkości u dołu zawisły trzy listki- dwa metaliczne, jeden matowy, wszystkie z TOHO 11/0. Wisior zawisł na krawatce w kształcie strzałki, która utrzymuje go na moim ukochanym twisted tubular herringobone na 2 koraliki z dodatkiem Toho 8/0 i FP. 


A poniżej możecie porównać efekt przed i po. Który bardziej się Wam podoba?



Ja byłam bardzo zadowolona z efektu, dorobiłam więc jeszcze małe sztyfciki. ;)





Zaczyna się rok szkolny, przyjemny dreszcz idzie mi po kręgosłupie na samą myśl. Do roboty! :)

A na drugim blogu- GOTUJEMY! Leczo lekarstwem na wszystkie zmartwienia. ;)

czwartek, 25 września 2014

Coś się wykluwa...

...nowa kolekcja! No, może nie taka znowu nowa, bo już w zeszłym roku mogliście oglądać ją w wersji mini. Rozeszły się broszki jeszcze ciepłe, tak więc w tym roku mam ambicję, by poświęcić 16stu ptaszkom całą zimę. Będą wyszywane, ozdabiane swarovskimi, a do tego obszywane koralikami. Wersja na bogato, że tak powiem. 


Teraz, póki jestem jeszcze w Bydgoszczy obszywam ptaszki zamkiem. Całą wełnę wywiozłam już do Gdańska, więc najprzyjemniejsza część- filcowanie i zdobienie przypadną mi na rok szkolny. :)

Zamówiłam już 16ście sztuk kryształków swarovskiego (no, 18ście, ale dwa będą użyte w zupełnie innym projekcie;)). Na pierwszym planie poniższego zdjęcia widzicie kryształek, który będzie zdobił honorowego ptaszka- mojego! ;) 


Mam już kilka obszytych korpusików, a część dopiero czeka na igłę, zamek i dużo serca. Wiecie co uwielbiam w obszywaniu zamkiem? Choć to dość monotonna praca, efekt za każdym razem jest inny, bo zamek żyje własnym życiem. Spójrzcie na wyszyte już ptaszki- wszystkie wycięte wd. jednego szablonu, ale nie ma dwóch takich samych.



Nawet nie ukrywam, że największą radochę mam wpatrując się ciągle i ciągle w tak cudownie błyszczące kryształki. Sroka ze mnie.


poniedziałek, 22 września 2014

(Burszty)Nowe szkło.

Ostatnio dużo tu gadania, mało pokazywania, prawda? ;) 
Tak więc dziś zaprezentuję Wam moje zmagania z ogromnym bursztynowym szkłem ręcznie topionym przez znajomego szklarza znajomej. :) Z początku miałam z nim sporo problemów- chciałam go obszyć bez przyklejania, bo bardzo na tym tracił, ale tył haczył, był chropowaty i nieatrakcyjny- tak więc pokryłam go z metalicznymi lakierami w kolorze złotym i miedzianym i dopiero wtedy przykleiłam na ekoskórkę. 




Na tym jednak problemy się nie skończyły, bo nie jestem najlepsza w obszywaniu kątów- te tutaj na szczęście były obłe, więc stanęło jedynie na kilkakrotnym pruciu. Przed doszyciem każdego kolejnego rzędu mocno się zastanawiałam nad kolorami i czy w ogóle są potrzebne- miałam już po uszy prucia. Żeby nie było za łatwo- szkło ma nierówną, pofalowaną powierzchnię, która trochę utrudniała koralikom układanie się. 


Jednak kiedy doszło do podszywania, szycia podwójnego, skręcanego herringbone i peyotowej krawatki- byłam tak szczęśliwa, że pokonałam to szkło, że wiedziałam, że mogę góry przenosić. ;)



sobota, 20 września 2014

"Kiedy będę duża..."- powiedziała Nina (lat 19ście)

Jak niektórzy mogli zauważyć, od wczoraj zaczął funkcjonować nowy blog mojego autorstwa "Kiedy będę duża". Postanowiłam założyć go, aby na moim biżuteryjnym blogu nie tworzyć chaosu, czy zanudzać Was postami spoza zakresu Waszych zainteresowań. Jednak każdego kogo interesują różnorakie sposoby organizacji pracy i czasu, zdrowe gotowanie, blogowe wyzwania, poznawanie Gdańska, czy różne aspekty życia studentki ASP, zapraszam TUTAJ.


Będzie mi bardzo miło Was gościć! :)
Życzę Wam udanego weekendu! 

piątek, 19 września 2014

Kogo, gdzie i jak czytam?

Z dnia na dzień co raz trudniejsze te wyzwania! Jak to?! Tylko 5?! 
No dobra, spróbuję. 



Zaczynam od pierwszego bloga, którego zaczęłam regularnie obserwować. Dla niektórych może się to wydawać banalne, ale Tamara pomogła mi odmienić moje życie. Nie wyciągnęła mnie z głębokiej depresji, ba nigdy nie wymieniłyśmy nawet kilku zdań. Jednak podglądanie jej stylu z dnia na dzień sprawiało, że miałam dość mojej czarno-czarnej garderoby. Tuż przed nowym rokiem powiedziałam sobie- przez cały rok nie kupię NIC czarnego. Złamałam tą obietnicę kupując czarną marynarkę na apel, ale poza tym to postanowienie odmieniło moją garderobę- aktualnie mam w niej tylko czarną tunikę, dwie koszule, marynarkę i rajstopy. :) Wszystko inne jest barwne i codziennie od rana buduje dobry nastrój. :)

(Wcale nie wazelina!;)) Trafiłam na tego bloga stosunkowo niedawno- dwa czy trzy miesiące temu- wzięłam udział w pierwszym wyzwaniu blogowym, teraz biorę udział już w trzecim. Uwielbiam czytać jej pisane w ciekawy sposób posty, a blogowe wyzwania motywują mnie do pracy nad sobą i nad blogiem. Znajdziecie tu również wiele ciekawych inspiracji m.in kulinarnych. :)

Blog przy którym ślinka cieknie. Mimo, że nie zaopatrzyłam się w empikowy bestseller- książkę, którą wydała autorka bloga, uwielbiam przeglądać barwne strony tego inspirującego bloga i porywać się na niektóre przepisy, mimo, że generalnie wolę 'gotowanie obiadowe', a nie pieczenie, gdzie muszę się pilnować proporcji by ciasto nie opadło. ;)) Prezentacja jest niesamowita, smaki, że palce lizać!

Pierwszy blog na którym zobaczyłam technikę metal clay, zakwitła tu moja miłość do srebra i kolorowych minerałów, która cały czas daje mi siłę by piąć się w stronę tych szlachetnych materiałów w nadziei, że kiedyś otworzę własną pracownię. Bloga tego przejrzałam kilkakrotnie od początku do końca i za każdym razem wzdycham do co raz to innych prac.  Żałuję jedynie, że posty pojawiają się dość rzadko, jednak każda mama wie jak bardzo ubywa czasu po przybyciu na świat maluszka, prawda?

Kolejny srebrny blog, który przeglądam do bólu. U tej wspaniałej autorki kupiłam nawet prezent na 18stkę dla mojej przyjaciółki. Przyleciał do nas z Londynu i byłam nim na prawdę zachwycona. :) Gdybym miała jednak powiedzieć jakie prace są tam najbardziej charakterystyczne- powiedziałabym kwiaty z minerałów i pereł keishi (a ja kwiaty kocham całym sercem!) Kiedyś sobie takie zamówię! :)



*Zdjęcia do wykonania banerów pochodzą z wymienionych powyżej blogów!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...